|
bywalec |
|
Dołączenie: Wto Mar 24, 2015 3:38 pm Postów: 13
|
Jako dumny właściciel pudełka opatrzonego logiem Funcomu i napisem Age of Conan: the most savage, sexy and brutal MMO ever created." poczułem się w obywatelskim obowiązku spisać swe wrażenia z pierwszych paru godzin spędzonych w Hyborii. A oto i one... - Instalacja tej gry to koszmar: 32 GB danych wgrywało mi się na dysk przez bite 1,5 godziny i to tak wolno, że parokrotnie sądziłem, że wszystko się zacięło i byłem o krok od zresetowania komputera (czego Bogu dzięki, nie zrobiłem). Zaraz po ukończeniu instalacji czekała mnie jeszcze okrągła godzinka spędzona na instalacji łatek (ok. 700 mb), które na szczęście ściągały się z dość wysoką prędkością.
- Wrażenia z kolejnego kroku (jakim było tworzenie postaci) miałem na szczęście pozytywniejsze. Jakkolwiek do wyboru dostałem tylko 3 rasy (niespecjalnie różniące się wyglądem, wszystko to ludzie), tak różnych klas postaci było aż 12. Wśród nich wszelakie odmiany wojownika: Guardian, Conqueror, Dark Templar i Barbarian, maga: Demonologist, Necromancer, Herald of Xotli, kapłana: Tempest of Set, Priest of Mitra i Bear Shaman oraz łotrzyka: Ranger i Assasin - mój wybór padł na Assasina. Na uznanie zasługuje również system kreowania wyglądu postaci; jest on jeszcze bardziej zaawansowany od tego użytego w Oblivionie i pozwala zmienić niemal wszystko: od długości nosa, po szerokość pięty.
- Moje pierwsze kroki w grze nie należały jednak do najszczęśliwszych: obudziłem się na plaży, stojąc przed jedyną możliwą drogą i kolejny kwadrans spędziłem idąc przed siebie i mordując moby. Moje rozgoryczenie osłodził mi nieco bardzo dobry (a przynajmniej oryginalny w tym gatunku) system rozmów z NPC. Jest on niemal identyczny z tym z Wiedźmina i zawiera zarówno jego zalety (różne możliwości prowadzenia dialogu, zbliżenia na twarz w trakcie rozmowy), jak i wady (beznadziejne animacje, czasem kamera pokazuje nie to co powinna). Jego dodatkową zaletą jest to, że w pewien sposób zmusza on nas do poznawania fabuły questa (w przeciwieństwie np. do WoW, gdzie klika się "accept" i idzie grindować), która w dodatku zazwyczaj trzyma poziom.
- W końcu, jednak udało mi się dotrzeć do stolicy "Age of Conanowej Nooblandii", czyli pirackiego Tortage. Tu muszę się zatrzymać i zwrócić uwagę na pewien ważny aspekt. Tak, jak w części MMORPG (WoW, GW) nooblandie są najbardziej cukierkowymi miejscami z całej gry, tak realizm świata Age of Conan zaczyna się już od samego początku. Pierwszy poziom jest naprawdę klimatyczny (i to nie tak jak w WoW: miasto pełne różowiutkich elfów i lewitujących, różowiutkich kryształów, pod różowiutkim niebem), a po prostu niezwykle przekonujący. Przez pierwszą godzinę wrażenie
- Niestety tak jak świetnie spisano się budując nastrój gry, tak gorzej poszło z "interfejsem". Ten jest niewygodny, mało intuicyjny i dużo jeszcze mu brakuje do poziomu jaki prezentuje stosowany w WoWie. Najgorszą jego częścią jest chyba okno rozmów, które jest po prostu koszmarnie niewygodne i nie wiem czemu autorzy miast bawić się w różne zakładki, nie skopiowali tego z gry Blizzarda. Do mankamentów technicznych dodam jeszcze słabą optymalizację. Z komputerem mającym na pokładzie: 3GB Ram, Intel Core duo 2.1 i GeForce 7900 GTO, grając na średnich detalach, w mieście liczba FPS oscyluje koło 20, a na zewnątrz koło 30. Dałoby się to przeżyć, gdyby nie fakt, że na średnich detalach, sama gra wygląda bardzo średnio (czego nie widać na screenach).
- Z plusów wymienię jeszcze zaskakującą wręcz stabilność Conana. Jak na launch MMORPG servery sprawują się bardzo dobrze, nie ma spike lagów, a bugów też jest stosunkowo niewiele.
- Kończąc już, powiem o najważniejszym elemencie każdego MMORPG, czyli tego, z jaką siłą wciąga. I tu mogę powiedzieć już teraz, że mocno. I tak naprawdę można wyrzucić sobie z głowy wszystko o czym wcześniej mówiłem, bo właśnie ten drobny element jest w tych grach najważniejszy.
|
|