Część z was pewnie kojarzy grę Fahrenheit. Ci co w nią grali – mogę się założyć, że o niej nie zapomnieli. Nie zagłębiając się jednak w detale, rozpoczęła ona dyskusję, czy można uznać rozgrywkę opierającą się niemal wyłącznie na Quick Time Events i biernym oglądaniu filmików za dobrą. Wtedy – w zgodzie z większością opinii na świecie – uznałem, że nie.
Jednak dosłownie przed chwilą, trafiłem na trailer Heavy Rain – kolejnego tytułu autorów Fahrenheita. W nim zaś, na przekór recenzentom, powraca niesławny system QTE. O tym dowiedziałem się jednak później – znajomość z grą rozpocząłem od obejrzenia trailera, który zwyczajnie zmiótł mnie z nóg.
Co mnie tak zachwyciło? Filmowość. Niespotykana w rozrywce multimedialnej gra aktorska. Wciągająca fabuła (na tyle, na ile można stwierdzić na podstawie udostępnionych filmików). Wtedy to przeszedłem do opublikowanego gameplayu i dowiedziałem się o zaimplementowanym systemie sterowania.
Z początku głęboko się zawiodłem i zniechęciłem, zaraz jednak wróciłem myślami do Fahrenheita. Po krótkiej introspekcji doszedłem do wniosku, że w istocie tym co mnie tak zniechęciło w drugiej części gry nie były QTE, a spadek jakościowy linii fabularnej. Gdyby nie on całkiem możliwe, że bawiłbym się wyśmienicie do samego końca.
Puenty tego wywodu zasadniczo nie ma. Co najwyżej subiektywne zdanie jakiegoś tam węgorza, na temat problemu, z którym w grach praktycznie się nie spotykamy. No i trudno. Heavy Rain jest fajny. A tu jeszcze jeden trailer macie.
|